-Jestem Jiro. Słyszałem o Twoim klanie. Macie unikalne oczy. Mam nadzieję, że Twoje oczka pomogą nam w poszukiwaniach.
Powoli ruszamy w głąb lasu
-Mów coś, to długa podróż, a ja lubię gadać.

-Nie ma na to czasu. Poza tym, jak coś by się stało to nie mamy medyka. Ruszajmy dalej. Aa, są jakieś zwierzęta w okolicy? Przydało by się żarcie.

-Jesteś głodny? Jak chcesz to je zabij. Będziemy mieli co jeść podczas podróży. Ja idę dalej. Dogonisz mnie.
Spacerowy krokiem idę naprzód

-Niedługo dotrzemy do miasteczka. Ja poszukam informacji, a ty postarasz się załatwić pieczone mięso z wilków. W zamian za upieczenie oddaj jednego wilka. Dwa to dla nas za dużo.
Po około godzinie, w oddali zaczęliśmy słyszeć różne okrzyki itp. co świadczyło że w mieście jest targ.
-Dobra informacja. Jest targ, poszukam inofomracji.

Spojrzałem na Soshiego i bardzo się skrzywiłem.
-Po co ci te kamuflaże? Akatsuki to organizacja która musi zyskać sławę. Zjemy coś i zrobimy rozróbę w jakimś "różowym domku". Tam są zawsze najwięcej wiedzący.
Ostrożny jest na każdym kroku... Podoba mi się to...
Uśmiecham się i spoglądam w niebo. Zostało nam 5 minut drogi do miasta.

Ahh, zabije! Ale to potem. Teraz muszę znaleźć informacje.
-Biegnij kurw* biegnij! Nie mam zamiaru cię gonić! Zaczekaj, nie zwracaj na siebie uwagi! Zaczekaj idioto!
Ale z niego cep... A mój płaszcz podarty... To idę tak jak jestem.. Ale badziew... wyglądam jak w piżamie...
Doganiam Soshiego i razem wchodzimy do miasteczka. Wypytujemy przechodniów o różne rzeczy, aż nagle wszyscy zaczynają się chować za straganami, w budynkach itp. przed nami stanęła piątka uzbrojonych po zęby brudasów.
-Soshi, wyglądają na słabych, zajmij się nimi. Postaraj się nie zabić tego w środku. Wyszeptałem


RUCH SOSHIEGO - > napisz jak ich rozwalasz

Udając bardzo ciężkim krokiem podchodzę do Soshiego i krzyczę aby wszyscy usłyszeli.
-Nie rób tego więcej. Hokage będzie zły, jeśli poinformuje go o Twoich wybrykach!
Po czym nachyliłem się, podniosłem jednego z żywych bandytów i powiedziałem do mieszkańców:
-Pochowajcie martwych, jak któryś żyje zróbcie z nim co uważacie za stosowne. My będziemy się zbierać. AA zapomniałbym chciałbym kupić pieczywo na długą drogę.
Podchodzę jednego ze straganów i kupuje kilka chlebów
-Żegnam wszystkich. szepcze chodź idziemy stąd uśmiecham się i czuję że zaraz parsknę śmiechem. Wychodzimy z mieściny i zmierzamy w stronę szczytów widzianych na horyzoncie. Słońce chyli się ku zachodowi.
-Za 2 godziny rozbijemy obóz.

Kiedy zobaczyłem dym pomyślałem
Dym nigdy nie wybucha w krzakach. Możliwe że to jakaś przestarzała pułapka, lub jakiś nieudacznik-shinobi. Co mi szkodzi zareagować!
Wyciągam wachlarz, rozwijam go i krzyczę!
-Kamaitachi no Jutsu!
Dym rozdmuchuje potężny podmuch wiatru. Bez problemu zorientowałem się o co chodziło.
-Heh, sprawdzasz mnie? Im dłużej Cię znam tym bardziej mnie zaskakujesz.
Uśmiecham się, i słyszę jak klon Soshiego sie rozpada. powoli ruszyliśmy dalej.
-Niedługo rozbijemy obóz. Widzisz ten klif? Tam odpoczniemy. Zgłodniałem, a ty?

Zanim mnie puściłeś na moim miejscu pojawił się spróchniały pieniek leżący kawałek po prawej. Minęła sekunda a ty już miałeś katanę przyłożoną do gardła.
-Nie lekceważ mnie. Używam swoich umiejętności tylko wtedy kiedy muszę... Chodź, musimy tam wejść.
Wchodzimy na klif i oczyszczamy miejsca do siedzenia. Rozpalam ogień i uciszam Soshiego który upominał mnie abym tego nie robił bo nas ktoś wykryje i zabije.
-Chcesz to włącz Byakugana, bo ja się nie boje. Łap.
Podałem ci bochenek chleba, a sam zacząłem wcinać swój.
-Jutro dojdziemy do Jeziora Yasai, tam potrenujemy. Obiecywałem, że nauczę Cię jakiejś techniki. Co tam powiesz ciekawego ?